Morsowanie ???
Mąż zapytał, czy nie mam ochoty zanużyć się w zimnym Bałtyku.
Zatrzymałam się w sobie, musiałam to poczuć i ku własnemu zaskoczeniu poczułam, że NIE.
Później kolejna osoba podpytywała, czy zaczęłam już morsować w tym roku?
Odpowiedziałam, NIE.
Co się zadziało ???
Przecież morsowałam przez kilka i tak bardzo tego potrzebowałam.
No właśnie, nie czuję dziś takiej potrzeby.
A sutra mojego Mistrza Sri Swamiego Vivekanandy mówi, by zawsze podążać za nią.
Więc zaczęłam się zastanawiać, co się zmieniło we mnie, czy wokół mnie ???
Kilka lat temu opisywałm na blogu swój proces wychodzenia z depresji sezonowej SAD. Odczuwałam ogromne spadki energetyczne, kiedy nie było już słońca, a dni stawały się coraz krótsze i ciemne. Suplementacja witaminy D była niewystarczająca, a morsowanie okazało się niesamowitym lekarstwem na podniesienie wibracji i sił witalnych.
Pamiętam mój pierwszy raz 5 lat temu, kiedy zamorsowałam z koleżanką Izą, to było cudowne przeżycie, poczułam nagły przypływ energii, wyrzut endorfin szczęścia. Jak narkoman, który dał sobie w żyłę i nagle poczuł ten haj (tak to sobie wyobrażam, bo nigdy nie byłam w nałogu 😉
Starałam się morsować co tydzień i czułam, że daje mi to ogromnego kopa energetycznego, który mogę utrzymać później dzięki pratykom jogi i medytacji. Pamiętam, że nikt nie chciał wówczas ze mną wejść w to doświadczenie.
Później przyszła pandemia i ludzie zaczęli się przyłączać całymi rodzinami. To był piękny czas zatrzymania dla nas wszystkich, kiedy byliśmy bliżej siebie. Potrzeba była wyraźna, by spotykać się co niedzielę i doładowywać energetycznie, zwłaszcza w tak wymagających czasach, gdzie wiele osób popadło w lęki i depresje.
Przez następne lata morsowałm już sporadycznie w zależności od potrzeby, np na Nowy Rok z konkretną intencją oczyszczenia. Wciąż uważam, że to piękne doświadczenie i warto kontynuować jeśli faktycznie potrzebujesz szybkiego doładowania, poczucia adrenaliny i jest to zgodne z Twoją konstytucją psycho-fizyczną, czyli doshą. Bo nie wszystko jest dla każdego !!!
U mnie wiele się zminia, dzięki praktykom jogicznym na których się koncetruję. Od kilku lat jestem w głębokim procesie wielowymiarowego oczyszczania i czuję jak odpadają różne programy, coraz mniej potrzebuję doładowania z zewnątrz. Kiedyś nie potrafiłam żyć bez słońca, od 1 listopada miałam spadek energetyczny i poczucie dołka, bezsilności, a od zeszłego roku przestało mnie to dotykać.
Byłam ciekawa jak to będzie w tym sezonie ???
Dziś jest 17.11.2024 i wciąż czuję się bardzo dobrze, spokojna, szczęśliwa, nie brakuje mi energii ani chęci do życia. Od 3 lat praktykuję codzienną sadhanę przekazaną od Gurujiego oraz Dinacharyę (ajurwedyjską rutynę dnia) i czuję ogromne zmiany. Mogę sama doładować się od środka 🙂
Jaka jest różnica między praktykami jogi, a morsowaniem ? Znaczna.
Podczas medytacji nie doświadczam wyrzutu endorfin, nagłego haju, ale odczuwam błogość i spokój długofalowy. I wiem, że to mój kierunek, tak właśnie pragnę się czuć każdego dnia, w harmonii i równowadze bez zbędnej ekscytacji, ciągłego działania, ani bez wpadania w dołki.
Warto zrozumieć energie, które zarządzają nami i całym Wszechświatem.
Ajurweda wyróżnia 3 typy gun – sił życiowych, które nieustannie nam towarzyszą. Tak samo mówi o 3 doshach mentalnych, które są nam potrzebne w życiu, ale musimy zrozumieć jak działają i które są pożądane dla poczucia szczęścia i równowagi psychofizycznej.
Guna Tamasu to energia letargu, bezwładu, kiedy nic nam się nie chce, jeteśmy przygnębieni, leniwi, depresyjni, nie dbamy o siebie, spożywamy śmieciowe jedzenie, ciągle śpimy, marudzimy, nie mamy żadnej wiedzy, umysł jest przyblokowany. Dominuje negatywizm i ignorancja. Osoby tamasowe potrafią być destrukcyjne, są przekonane o swojej racji. Bardzo często popadają w nałogi i używki. W czym nam pomaga taka guna? Np w uziemieniu, jest niezbędna dla głębokiego snu.
Drugi typ to Rajas, energia ruchu, intensywnych emocji, moc, która napędza nas do działania… I można by pomyśleć: to super, że ktoś ciągle coś robi, stawia sobie nowe cele, bierze np udziały w maratonach, zawodach, uprawia sport, ale jednak wywołuje to w nas chaos.
Czy czasem czujesz, że jesteś w nieustannym biegu? Że mimo tylu rzeczy, które osiągasz, wciąż coś Cię pcha dalej, powodując niepokój, wyczerpanie i frustrację? To guna rajas.
To właśnie ona pozwala nam podejmować wyzwania, walczyć o swoje cele, zmieniać rzeczywistość, ale… bywa, że wymyka się spod kontroli. W zdrowej dawce rajas to nasza siła napędowa. Dzięki niej mamy odwagę stawiać czoła wyzwaniom i dążyć do sukcesów. Jednak gdy jej poziom jest zbyt wysoki, prowadzi do nadmiernej rywalizacji, stresu oraz agresji. Taki rodzaj umysłu ciągle jest nadaktywny, nie potrafi się zatrzymać, zwolnić, nie ma czasu na relaks i głębszą refleksję. Osoby rajasowe są często dumne, zazdrosne, porównują się i krytykują innych, mają wiele pragnień.
Najbardziej pożądany typ umysłu to Sattva, do której powinniśmy dążyć, czyli spokój, równowaga, klarowność myśli, czystość, rozwinięta Viveka, czyli inteligencja, prawdziwa mądrość. Taka osoba jest pogodna, radosna, pozytywna, usatysfakcjonowana w życiu, nie potrzebuje więcej, nie szuka wciąż nowych bodźców, stymulacji, adrenaliny. Rozumie, że jest częścią większej całości, pracuje z radością dla siebie i dla innych. Nie kumuluje dóbr materialnych, skupia się na rozwoju osobistym, ale także duchowym.
A wówczas doshe Vata, Pitta i Kapha się zrównoważą, umysł będzie spokojny, a ciało zdrowe.
Sattva prowadzi nas do stanów szczęścia i oświecenia. Kiedy czujemy, że umysł jest pobudzony, to znaczy, że zatraciliśmy sattvę i potrzebujemy głębokiej ciszy, a do tego kluczowe jest zatrzymanie, medytacja, praktyki jogiczne i autorefleksja.
Jeżeli Rajas i Tamas jest wysoki to pojawiają się choroby mentalne oraz zaburzenia w ciele fizycznym.
Tak więc warto się zatrzymać, przyjrzeć się sobie, swoim nawykom, działaniom, tendencjom i odpowiedzieć szczerze na pytania:
Jaki jest mój stan umysłu?
Czy wciąż potrzebuję nowych wrażen, doświadczeń ?
Czy ciągle gdzieś gonię, sprzątam, układam, kontroluję?
Czy mam poczucie satysfakcji w życiu?
Czy popadam w używki, kompulsywne jedzenie, kupowanie ?
Czy potrafię się zrelaksowac I nic nie robić bez poczucia winy ?
Czy lubię rywalizować z innymi, mieć zawsze rację ?
Wracając do początku tego wpisu i moich wglądów dotyczących morsowania, dlaczego już go nie potrzebuję ???
Bo mój umysł jest już bardziej skoncektrowany, stabilny, coraz częściej udaje mi się osiągnąć Sattvę, gdzie wystarczy mi poczucie spokoju, gdzie nie muszę już robić nic wysiłkowo poprzez ciągłe działanie fizyczne czy umysłowe. Odpuszczam dążenia do ideału, bycia kimś znanym, lubianym i podziwianym. Nie potrzebuję milionów na koncie, ani setki klientów. Koncentruję się na samorozwoju, pomniejszaniu swojego ego, stawania się bardziej pokornym i skromnym człowiekiem.
Wkładam wysiłki w pracę nad sobą każdego dnia, ale już inaczej, delikatniej, z pełną uważnością, świadomością i czułościa dla swojego ciała, umysłu oraz duszy.
Raz jestem bliżej sattvy, raz dalej. Mam wciąż tendencje do rajasu i czasem robię kilka projektów na raz, ale uczę się już odpuszczać wiele rzeczy i pozostawać w rutynie dnia codziennego, z której uczę się czerpać radość. A nie jest to łatwe z moją naturą numerologicznej 5, która kocha zmiany i jest pasjonatką życia 🙂
A jak jest u Ciebie?
Jeśli wciąż czujesz, że potrzebujesz w życiu kopniaków energetycznych i więcej adrenaliny to jak najbardziej morsowanie przyniesie taki efekt 🙂 Ale zachęcam, by sprawdzać, co jakiś czas, czy wciąż jest to Twoją potrzebą 😉 Ja nie wykluczam, że czasem skorzystam z morskich zimowych kąpieli, ale na razie wolę swój spokój, ciepełko, medytację, jogiczne praktyki, albo siedzenie przy kominku z rozgrzewającą korzenną herbatką i rozmyślanie nad sensem życia 😉
Pięknej listopadowej niedzieli cokolwiek robisz, gdziekolwiek jesteś.
Divita